Tak, kadra, a nie prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezary Kulesza czy selekcjoner Reprezentacji Polski Czesław Michniewicz. Nawet premier Mateusz Morawiecki nie ośmieszył się tak bardzo, jak Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny czy Kamil Glik. I wcale nie chodzi o styl gry w fazie grupowej Mistrzostw Świata czy wynik zmagań z Francją w czwartym spotkaniu turnieju w Katarze.
Inicjatywa wypłaty 30 mln zł premii dla kadry naszego kraju w piłce nożnej wyszła od premiera. To on będąc zapewne oczarowany obcowaniem z Robertem Lewandowskim czy Wojciechem Szczęsnym palnął na spotkaniu przed ich wylotem do Kataru, że dostaną premie za wyjście z grupy, a jego najbliżej otoczenie już nawet później mogło uznać, że w sumie te trzydzieści baniek to na orzeszki wobec trzystu milionów dla Rydzyka czy dziesięciu miliardów dla TVP, a może z tego wyjść piękny spot wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. Nawet po tym, gdy sprawa się wydała, premier długo kluczył i wił się, zanim tę absurdalną hojność anulował.
Głównymi przegranymi premiowej gównoburzy są piłkarze (premier Morawiecki robi z siebie pośmiewisko średnio cztery razy w tygodniu). Do dziś nie doczekaliśmy stanowiska (najlepiej ustami kapitana), że to absurd, żeby akurat oni dostali premie, gdy w naszym kraju panuje dwucyfrowa inflacja, a ceny podstawowych produktów szybują w górę z dnia na dzień. Robert Lewandowski zarabia kilkanaście milionów złotych miesięcznie, a majątek jego i małżonki szacowany jest w okolicach miliarda. Jeśli dodamy do tego medialne pogłoski, że o kasie z kasy podatników panowie Reprezentanci rozmawiali już przed meczem z Francją, obraz kadry jest naprawdę ponury, a jej ikony i filary jawią się jako persony żałosne.
Komentarze