Wiceminister od niczego chciał zwolnić naczelniczkę Poczty w Pacanowie za to, że poskarżyła się w rozmowie z nim na galopujące ceny wszystkiego. Udałoby mu się to, gdyby o sprawie nie dowiedziały się media. Gdy jednak zrobił się szum, wiceminister wyleciał z posady w Kancelarii Premiera, a naczelniczka zachowała stanowisko. Stało się tak, ponieważ temat ten błyskawicznie dotarł do zwykłych ludzi, na poziom powiatów i gmin, które są dla Prawa i Sprawiedliwości kluczowe z punktu widzenia szans na utrzymanie władzy.
Za nim jednak Jarosław Kaczyński musiał zdymisjonować posła znanego z tego, że pomógł Adamowi Bielanowi rozbić od środka partię Jarosława Gowina, media zrobiły aferę z tego, że trzy tygodnie temu w podcastowej audycji jednego z portali prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zwierzył się prowadzącym, że 30 lat temu był dupiarzem, czyli nie pozostawał obojętny na atuty płci przeciwnej. Zrobiła się z tego afera, choć przez trzy tygodnie wszyscy mieli to w dupie. Jestem przekonany, że nagłośnienie "dupiarza" po takim czasie od audycji było zabiegiem redakcji, która chciała wypromować program, który miał być hitem, a cieszy się popularnością raczej średnią, bo Piotr Kędzierski jest słabo przygotowany do rozmów, a Kuba Wojewódzki najlepsze czasy w mediach ma dawno za sobą. Rafał Trzaskowski przeprosił wpisem na Twitterze "tych, którzy poczuli się urażeni", a sytuacja była na tyle poważna, że głos zabrał sam przewodniczący Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, wyrażając święte oburzenie.
Kuriozalne to na wielu poziomach. Po pierwsze - mamy dziś w Polsce inflację na poziomie 14% a do końca roku inflacja podejdzie pewnie w okolice dwudziestu procent, bo premierem jest populistyczny kłamca, minister finansów nie ma żadnego ciężaru decyzyjnego, a prezesem Narodowego Banku Polskiego jest szaleniec. Przez kilka dni opinia publiczna była jednak zajęta "dupiarzem". Po drugie - "afera z Trzaskowskim" miała miejsce akurat wtedy, gdy partia władzy spowodowała sobie w Pacanowie prawdziwą aferę i dostarczyła opinii publicznej świeżych dowodów na postępujące wynaturzenie swoich kadr. Zamiast grillować PiS i Kaczyńskiego za próbę odebrania chleba za skargę na cenę chleba, tematem było coś zupełnie niezasługujące na uwagę, a wypowiedzieć się musiał nawet były premier, co mogło się spodobać w twitterowej bańce, ale poza nią wyglądało dość żenująco. Po trzecie - przeciwnicy obecnej władzy (przynajmniej deklaratywni) pomogli tej władzy wyciszyć temat wiceministra równie skutecznie, co rządowa telewizja i nie mniej skutecznie niż pampersy z Woronicza urządziły nagonkę na ważnego przedstawiciela opozycji.
Fatalnie świadczy to o nas - społeczeństwu - że dajmy się nabierać na gównoburze i ulegamy owczemu pędowi. Tym gorzej, że nie wyciągamy wniosków z podobnych zagrywek z przeszłości. W ten sposób zachęcamy do powtarzania.
Komentarze