PiS liczy, że wojna w Ukrainie unieważni ich dotychczasowe błędy i celowe zaniedbania. Nie powinniśmy do tego dopuścić. Polska armia ma poważne problemy.
Szaleństwo Macierewicza zastąpiła propaganda Błaszczaka
Nikt zajmujący się na poważnie tematem zdolności bojowej naszego kraju nie ma wątpliwości, że polska armia jest dziś w zdecydowanie gorszej kondycji, niż była pod koniec 2015 r., gdy PiS obejmowało władzę po ośmiu latach rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. O ile można było się śmiać, że Minister Obrony Narodowej, Bogdan Klich, jest z wykształcenia psychiatrą, o tyle objęcie tego stanowiska przez Antoniego Macierewicza było ziszczeniem się snu wariata i uśmiech szybko wyparło przerażenie. Macierewicz dokonał w polskich siłach zbrojnych czystki, która ocierała się o sabotaż na zlecenie naszego nieprzychylnego Zachodowi sąsiada. Doświadczeni dowódcy z charakterem i własnym zdaniem zostali zmuszeni do odejścia z czynnej służby i zastąpieni przez znacznie gorszych, ale lojalnych wobec władzy, którzy w normalnych warunkach mogliby czekać na awans przez wiele lat.
„Siły zbrojne RP nie są zdolne do przeprowadzenia nawet niewielkiej operacji obronnej”
To cytat z raportu byłego urzędnika MON, do którego dotarli dziennikarze. Wynika z niego, że z trzynastu brygad operacyjnych, tylko jedna może skompletować powyżej 90% kadry. Armii naszego kraju brakuje mechaników, techników, łącznościowców, saperów, chemików, lekarzy i dowódców, choć nominalnie liczy ona sto tysięcy żołnierzy już od stycznia 2009 r. Za kadencji Macierewicza w MON odeszło z armii 48 generałów (ze 119 będących wówczas w czynnej służbie) oraz 250 pułkowników. W Sztabie Generalnym czystka objęła 90% stanowisk dowódczych, w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych 82%. - W armii nie ma „swoich”. Liczy się doświadczenie. Politycy tego nie rozumieją, bo z reguły to ci, którzy gdy mieli iść do wojska, mówili, że są pacyfistami. A gdy zaczynają rządzić, stają się specjalistami od armii. Macierewicz? Spuśćmy kurtynę milczenia - mówi gen. Waldemar Skrzypczak. Nie jest tajemnicą, że przedstawiciele NATO byli zdumieni masową rezygnacją naszych władz z dowódców mających w dorobku udział w zagranicznych misjach.
Brak konsekwencji jedną z głównych bolączek naszej armii
- Zaniedbania, jeśli chodzi o polską armię, sięgają dalej niż rządy PiS. Każdy po przejęciu władzy zaczyna od własnego planu modernizacji, a kończy na działaniach okazjonalnych i braku konsekwencji. Trwa to już 30 lat i nie podnosi zdolności bojowej armii. Sprzęt się zestrzał, w większości jest poradziecki, niewiele mamy tego, którym możemy się pochwalić. Brakuje sprzętu najnowszej generacji, a polski przemysł zbrojeniowy jest dziś gorszy od ukraińskiego - mówi bez ogródek gen. Skrzypczak. Według wspomnianego raportu pracownika MON, średni czas użytkowania sprzętu w polskiej armii wynosi 35 lat. Z byłego ZSRR pochodzi: 70% czołgów i wozów bojowych oraz śmigłowców, przeszło 80% artylerii i 90% broni przeciwlotniczej. Sprzęt jest już w znacznym stopniu zużyty i tylko sztucznie utrzymywany w ewidencji jednostek wojskowych – pisze autor dokumentu.
Caracale, czyli kontrakt do kosza, a innych śmigłowców nie ma do dziś
Kontrakt na zakup 50 nowoczesnych śmigłowców był dopięty na ostatni guzik przez odchodzącego szefa MON Tomasza Siemoniaka. Nowej władzy zostało tylko wykonać przelew na konta Airbusa. Tak się jednak nie stało, ponieważ następca Siemoniaka wyrzucił kontrakt do kosza bez żadnej merytorycznej przyczyny. Innych śmigłowców nie zakontraktowaliśmy do dziś. W Łodzi nie powstała też fabryka Airbusa, która miała dać polskim specjalistom 6 tys. nowych miejsc pracy. To w ramach wynegocjowanego przez rząd PO-PSL offsetu. Co ważne, kontrakt opiewał na 10,8 mld zł i tyle samo byłyby warte inwestycje producenta w naszym kraju. Podobny obiekt powstał za to na Węgrzech, ponieważ premier Orban dogadał się z Airbusem tuż po tym, gdy rządzący Polską przypomnieli, że bez nas to ci nad Sekwaną do dziś jedliby całą twarzą. Mało tego - rząd PiS musiał zapłacić Francuzom 80 mln zł odszkodowania za zerwanie kontraktu, czyli połowę jednego Caracala. Gdyby kontrakt nie został przez Macierewicza zerwany, w 2021 r. w naszym kraju byłoby 40 z 50 zakupionych maszyn.
Kontrakt na system obrony przeciwrakietowej Patriot został opóźniony i zredukowany o 3/4
- Chcemy kupić już tylko dwie baterie Patriot zamiast wcześniej planowanych ośmiu, choć nawet osiem to jedynie absolutne minimum - zauważa Siemoniak. - Problem z patriotami polega również na tym, że kupiliśmy najnowszy model, ale z nieistniejącym wciąż systemem dowodzenia. Będziemy więc mieć patrioty nowocześniejsze niż te, które zakupili Rumuni, tyle że oni mają będący w użyciu system dowodzenia, a my sprzęt, którego póki co nie można użyć - dodaje Klich.
Śmigłowiec Caracal produkcji Airbusa |
Komentarze