Ciesząc się ze zwycięstwa Konrada Fijołka w przedterminowych wyborach na prezydenta Rzeszowa, należy szampana wypić bardzo szybko i wziąć się do pracy. Najprostsze (i najgorsze), co może teraz zrobić opozycja to uznać, że jest fajnie.
Konrad Fijołek jest beneficjentem zalet Rzeszowa – miasta młodego i bardzo dobrze wykształconego. Mieszkańcy miasta skorzystali z okazji dokonania zmiany pokoleniowej i tyle. Nowy prezydent ma raptem dwa lata do odnowienia mandatu w już planowych wyborach samorządowych w całym kraju, a to bardzo mało czasu, skoro normalna kadencja gospodarzy wspólnot lokalnych trwa pięć lat.
Opozycja powinna wspólnie studiować mapę powiatów – bez zwycięstwa w większości z nich nie będzie sukcesu w żadnych wyborach. Ewentualna koalicja musi być zbudowana nie na strachu przed PiS, ale na sensownym programie i spójnym przekazie, ponieważ tylko wtedy taki projekt będzie wiarygodny i zostanie zaakceptowany przez ludzi.
Partia rządząca też ma o czym myśleć, niezależnie od tego, jak bardzo politycy Prawa i Sprawiedliwości będą od jutra próbowali wmówić opinii publicznej, że wyborów w Rzeszowie właściwie nie było.
Druzgocąca jest klęska Solidarnej Polski. To porażka Zbigniewa Ziobry i Marcina Warchoła, a nie Tadeusza Ferenca, który od dziś nie będzie nawet komentatorem spraw lokalnych. Fakt, że człowiek Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego przegrał nawet z kandydatem Konfederacji Grzegorzem Braunem to poważny sygnał ostrzegawczy dla Ziobry i potężny argument dla Jarosława Kaczyńskiego, aby lidera Solidarnej Polski spacyfikować.
Wyniki wyborów w Rzeszowie to dla wszystkich nauczka, że trzeba czuć nastroje na samym dole, aby móc realnie myśleć o tryumfie na górze i trzeba z ludźmi rozmawiać uczciwie. Ludzie docenią szczerość, nawet trudną, jeśli będą mieli poczucie, że są traktowani poważnie.
Najpierw fiskus zażądał od spółek właściciela Polsatu kilkudziesięciu milionów złotych zaległego podatku. Potem szefową segmentu informacji i publicystyki w telewizji Polsat została znana z prawicowych odchyleń Dorota Gawryluk. Wczoraj gościem Polsat News była Julia Przyłębska – marionetka partii rządzącej, żona agenta SB, który jest obecnie ambasadorem Polski w Berlinie, niby prezes niby Trybunału konstytucyjnego. To znak, że Gawryluk starannie wykonała zalecenia płynące z siedziby PiS, ponieważ Przyłębska bywa tylko tam, gdzie nie ma trudnych pytań. Taki obrót spraw przyjmuję ze smutkiem. Właściciela Polsatu – Zygmunta Solorza - uważam za absolutnego geniusza biznesu, któremu konkurenci z TVP i TVN nie dorastają do pięt. Smutne, że znowu dał się złamać partii Jarosława Kaczyńskiego. Znowu, bo w 2007 roku też tak się stało. Na kilka tygodni przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi do biur Solorza politycy PiS wysłali Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a kilka dni później...
Komentarze