Nie mówiłem wcześniej tego publicznie. Prezydent Lech Kaczyński w rozmowie ze mną w cztery oczy po tzw. incydencie gruzińskim, kiedy pilot odmówił mu lądowania, podkreślał, że kiedy sam będzie latał samolotem rządowym, sam będzie podejmował decyzje, bo jest zwierzchnikiem sił zbrojnych - powiedział w rozmowie z TVN24 były premier Donald Tusk.
Ta wypowiedź Donalda Tuska jest – moim zdaniem – pierwszą jego istotną wypowiedzią od czasu, gdy pod koniec 2019 roku przekazywał opinii publicznej, że nie wystartuje w zaplanowanych na kolejny rok wyborach prezydenckich. Bardzo się cieszę, że były lider Platformy Obywatelskiej zrezygnował z godnościowego stania pod pręgierzem insynuacji i oskarżeń przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości. Szkoda, że potrzebował na to aż jedenastu lat.
Katastrofa smoleńska tchnęła drugie życie w formację polityczną Jarosława Kaczyńskiego. Oskarżenia o to, że wypadek ten był wynikiem zamachu, utorowały zaś temu środowisku drogę do władzy. Stało się tak, ponieważ udało się zbudować mit bohaterstwa Lecha Kaczyńskiego, który odszedł śmiercią męczeńską, a „dochodzenie do prawdy” okazało się samograjem doskonale mobilizującym zwolenników PiS do trwania przy nim na co dzień i głosowania, gdy trzeba.
Politycy Platformy Obywatelskiej – w dużej mierze zmuszeni do tego przez ówczesnego premiera Donalda Tuska – zupełnie poddali się tej kampanii nienawiści, pozwolili wmówić sobie moralną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w drodze na obchody rocznicy Zbrodni Katyńskiej, a to dodatkowo ułatwiło ich politycznym oponentom osiągnięcie zamierzonych celów. Gdyby od początku jednoznacznie i zdecydowanie bronili prawdy o tamtych wydarzeniach oraz swoich dobrych imion, środowiskom skupionym wokół PiS byłoby o wiele trudniej zainfekować umysły mieszkańców naszego kraju teoriami spiskowymi.
Wszyscy powinniśmy wyciągnąć z tych jedenastu lat lekcję, że PRAWDA NIE OBRONI SIĘ SAMA.
Komentarze