Wśród 25 krajów, z którymi kontaktował się nowy amerykański Sekretarz Stanu Antony Blinken nie ma Polski, choć z państw Unii Europejskiej są Niemcy Włochy i Francja a spoza UE nawet Ukraina. Choć daleki jestem od niespania po nocach z tego powodu, fakt, że z punktu widzenia ekipy prezydenta Joe Bidena jesteśmy poza tak liczną grupą państw ważnych z punktu widzenia jego administracji, nie napawa mnie optymizmem.
Pokazuje to bowiem, że prezydent Andrzej Duda oraz rząd Prawa i Sprawiedliwości nie wyrobili sobie jeszcze istotnych dojść do nowych decydentów z Białego Domu, choć mamy luty a wybory prezydenckie w Stanach zjednoczonych rozstrzygnięto w listopadzie. Widzimy, że polscy decydenci włożyli maksymalny wysiłek w utrzymanie prezydentury Donalda Trumpa a wraz z jego przeprowadzką na Florydę stracili jakikolwiek pomysł na międzynarodowe zaistnienie. Niedobrze, że osobiste sympatie i antypatie okazały się ważniejsze niż troska o interesy naszego kraju.
Przyczyn chłodu między Pałacem Prezydenckim w Warszawie a Białym Domem w Waszyngtonie należy upatrywać również w kiepskich relacjach naszego kraju z Brukselą. Nie jest bowiem tajemnicą, że poprzednicy rządu PiS budowali relacje naszego kraju ze Stanami Zjednoczonymi wykorzystując duże i stale rosnące znaczenie Polski w relacjach z innymi państwami członkowskimi UE, rolę Polski w relacjach UE – Wschód Europy oraz kontakty naszego kraju w Parlamencie Europejskim i Komisji Europejskiej.
Istotnym powodem tak mikrych kontaktów międzynarodowych naszego kraju może być również rozłożenie na łopatki ministerstwa spraw zagranicznych. Najpierw dokonano kadrowej czystki w samym gmachu MSZ, potem przypadkowych ludzi wysłano na polskie placówki a na końcu jeszcze zredukowano MSZ do roli biura obsługi tych słabych ambasadorów, ponieważ politykę zagraniczną potraktowano jako łup w wewnątrzkrajowych układankach obozu władzy – politykę europejską przejął premier Morawiecki a relacje transatlantyckie prezydent Duda. Sam prezes Jarosław Kaczyński ma zaś dyplomację zupełnie gdzieś i nawet jako premier nie lubił zagranicznych wizyt.
Komentarze