Choć Prawo i Sprawiedliwość rządzi Polską już sześć lat, a od dwóch lat rządzi także w połowie sejmików, a nie jak wcześniej jedynie w podkarpackim, wśród przeciwników partii Jarosława Kaczyńskiego, którzy swe życiowe przestrzenie mają głównie w największych miastach, panuje przekonanie, że to właśnie oni i tylko oni mogą pozbawić władzy tego pokrzywdzonego zaniechaniem internowania starca i nawet przez myśl nie przejdzie im, że nic z tego, bo jest ich w Polsce za mało.
Wielkomiejska klasa średnia ma bardzo wysokie mniemanie o sobie i zdaje się, że wyłącznie samej siebie potrzebuje do funkcjonowania i rozkwitania. Któż nie chciałby być jak oni i żyć jak oni? Mieć własne działalności lub pracować w korporacjach, mieszkać na strzeżonym osiedlu, trzymać samochód na podziemnym parkingu, obiady konsumować w restauracjach, a każde ferie i wakacje spędzać zagranicą? Nic dziwnego, że wielu żyje ponad stan i bardzo dużo zrobi, żeby jak najlepiej czuć się co rano przed lustrem w łazience. Oglądają tylko te kanały telewizyjne, które podzielają ich punkt widzenia, czytają tylko taką prasę i tylko na takie portale internetowe zaglądają. Rzecz jasna, spotykają się wyłącznie z osobami, które myślą jak oni i żyją jak oni. Na refleksję, ze wyborów nie da się wygrać bez przekonania do swoich racji choć części zwolenników drugiej strony nie ma u nich miejsca.
Nie będzie wielkiej fali zmian politycznych płynącej z wielkich miast i wlewającej się do setek powiatów i tysięcy gmin. Wielkomiejska klasa średnia ani mieszkaniami, ani samochodami nie skłoni dotychczasowych wyborców PiS do poparcia ugrupowań opozycyjnych. Również swoją liczebnością nie wymusi na nich zmiany zdania na jakiś temat, co zakiełkuje im w głowach i wyda plon zmiany politycznych preferencji przy wyborczej urnie. Także autorytety wielkomiejskiej klasy średniej jak Agnieszka Holland, Andrzej Saramonowicz, Dominika Wielowieyska, Marcin Meller czy ksiądz Kazimierz Sowa nie zrobią wrażenia na zwolennikach obecnej partii rządzącej. Chyba, że takie, żeby trzymać się od nich jak najdalej.
Dlatego protesty z błyskawicą na sztandarach nie odniosą skutku. Już jakiś czas temu przestały być zresztą autentycznie oddolne i spontaniczne, a zaczęły być rodzajem zaplanowanej aktywności pewnego środowiska społecznego, równie ostentacyjnie przekonanego o najsłuszniejszej słuszności swoich racji, co wcześniej Komitet Obrony Demokracji, a później „Obywatele RP” i tak jak w tamtych dwóch przypadkach, dla zdecydowanej większości społeczeństwa ta subiektywna wyższość jest najzwyczajniej nieznośna i niestrawna.
Aby pokonać PiS, trzeba zacząć rozmawiać z tymi, którzy popierają PiS, ale należ to robić bez moralnej wyższości, epatowania dyplomami i osobistym majątkiem. Aby przekonać kogoś do swoich racji, należy rozmawiać z drugą osobą w sposób dający jej poczucie, że nie jest gorsza czy głupsza. Warto też zrezygnować z uporu w dążeniu do tego, aby nasz punkt widzenia był tym bardziej uprawnionym na koniec rozmowy. Patrzenie na innych z góry na pewno nadal jest wygodniejsze, ale coraz rzadziej bywa bardziej owocne.
Komentarze