Jeśli był ktokolwiek, kto sądził, że reelekcja skłoni Andrzeja Dudę do podjęcia swoich obowiązków, musiał się srogo rozczarować. Choć II kadencja głowy państwa jest ostatnią, a więc urzędująca głowa państwa nie musi zabiegać o przychylność Prawa i Sprawiedliwości, aby sfinansowało jego kampanię wyborczą i aby przedstawiciele partii ciężko pracowali na zwycięstwo, Andrzej Duda postanowił ograniczyć do minimum już nawet obecność w Warszawie – teraz remontuje willę w Krakowie, a wcześniej skutecznie lobbował za otwarciem stoków narciarskich. Z poprzednich lat wiadomo, że w wakacje targa po plaży dmuchane zabawki.
Dzieje się to w sytuacji, gdy rząd za chwilę pozbawi naszego kraju szans rozwojowych poprzez zawetowanie nowych ram finansowych Unii Europejskiej oraz funduszu odbudowy gospodarek państw członkowskich zdewastowanych przymusowym zatrzymaniem ich z powodu pandemii koronawirusa. Działania premiera Mateusza Morawieckiego są niczym innym jak zdradą stanu, a zatem najcięższym przewinieniem, którego polityk może dopuścić się przeciwko krajowi i obywatelom.
Prezydenta Andrzeja Dudy nie skłania do politycznego zaangażowania nawet to, że premier jest szantażowany przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, którego obaj – i Duda, i Morawiecki – szczerze nie cierpią. Na zdrowy rozum, jest to wymarzona okazja do politycznej aktywności i zaznaczenia swojej pozycji na politycznej szachownicy, ale polityka w naszym kraju już dawno rozminęła się z regułami zdrowego rozsądku.
Obraz Polski u progu trzeciej dekady XXI w. to obraz kraju całkowicie podporządkowanego w relacjach z Unią Europejską wielokrotnie mniejszym od Polski Węgrom, które w epoce premiera Viktora Orbana są najbardziej skorumpowanym państwem Starego Kontynentu i nikt z tamtej strony nawet nie próbuje polemizować z tym jakże powszechnym i drastycznym stygmatem.
Andrzej Duda sądzi, iż remontując willę i szosując na narciarskich stokach skutecznie odcina się od działań rządu sprzecznych z naszym narodowym interesem. Myli się, bo jest za to współodpowiedzialny do ostatniej minuty swojego urzędowania, ale ja nie będę straszył go Trybunałem Stanu, bo nie wierzę w skuteczność tej od trzech dekad zupełnie fasadowej instytucji. To wstydliwy rozdział w podręcznikach historii i szczera pogarda obywateli będą dla niego największym ciężarem, gdy 6 sierpnia 2025 roku opuści Pałac Prezydencki i gdy kiedyś większość Polaków zrozumie, że wybierając takiego prezydenta sami napluli sobie we własne twarze.
Komentarze