Jeśli prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie Joe Biden, prezydent Andrzej Duda, rząd premiera Mateusza Morawieckiego oraz posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości będąc mieli duże kłopoty. Stanie się tak nie dlatego, że prezydent Biden będzie się na PiS odgrywał za nachalną i zupełnie jednostronną propagandę TVP na rzecz Trumpa, a szkalującą Bidena. Biden jest poważnym człowiekiem, a Partia Demokratyczna otoczy go w Białym Domu kompetentnymi współpracownikami – nie będzie prymitywnego rewanżyzmu Waszyngtonu wobec Warszawy i tak ukochanej przez obecnie rządzących Polską cierpiętniczej małostkowości. Skończy się jednak robienie w USA polityki przez zięciów, córki i kolegów prezydenta z biznesu, którzy nie mają żadnych kompetencji do pracy w amerykańskiej administracji.
Politycy PiS będą mieć problem z innego powodu – stracą alibi dla niszczenia relacji Polski z Unią Europejską. Dotychczas rujnowali stosunki Warszawy z Brukselą i mówili, że Polska nie potrzebuje Europy, skoro ma Amerykę, a prezydent Andrzej Duda dość regularnie robi sobie zdjęcia z prezydentem Donaldem Trumpem. Jeszcze nigdy po 1989 roku polityka międzynarodowa naszego kraju nie była tak bezmyślnie jednostronna, jak jest od 2015 roku. Wcześniej wszystkie kolejne polskie rządy rozumiały, że w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską Polska musi trzymać równowagę – rozumieli to również wszyscy poprzedni mieszkańcy Pałacu Prezydenckiego – z prezydentem Lechem Kaczyńskim włącznie.
Prawo i Sprawiedliwość będzie miało z prezydentem Joe Bidenem problem także w wewnętrznej polityce, ponieważ skończy się wykorzystywanie Białego Domu do propagandowych wrzutek na potrzeby krajowe. Polska nigdy nie była i nigdy nie będzie dla Stanów Zjednoczonych strategicznym partnerem, a politycy PiS właśnie to usiłują wmawiać Polakom od kilku lat.
Co w takiej sytuacji należałoby zrobić? Zrezygnować z rewolucji urojonej w mokrych snach. Mądrzy politycy zrobiliby teraz wszystko, aby jak najszybciej odbudować relacje Polski z Unią Europejską, a te dobre relacje Warszawy z Brukselą wykorzystywaliby do budowania dobrych, czyli partnerskich, a nie klientelistycznych relacji naszego kraju ze Stanami Zjednoczonymi. Zrobiliby tak mężowie stanu i ludzie, którzy nie chcą zostawić po sobie zgliszczy. Dlatego mam niemal pewność, że stanie się dokładnie odwrotnie.
Komentarze