Poseł klubu parlamentarnego Polskiego Stronnictwa Ludowego Jarosław Sachajko zwierzył się Robertowi Mazurkowi w RMF FM, że jego zdaniem ludowcy powinni stworzyć koalicję z Prawem i Sprawiedliwością. Oznacza to, że pan Sachajko już jest w PiS, a kwestia terminu jego przejścia pod opiekę Jarosława Kaczyńskiego jest uzależniona od terminu powołania nowych ludzi do Rady Ministrów.
Nie zazdroszczę prezesowi PSL. Władysław Kosiniak-Kamysz miał być nowym Donaldem Tuskiem, gdy media niby przeciwne PiS próbowały rozbić Platformę Obywatelską, gdy jej liderem był Grzegorz Schetyna. Już miał być nowym Andrzejem Dudą i Lechem Kaczyńskim jednocześnie, gdy próbował na Platformie Obywatelskiej już pod przywództwem Borysa Budki wymusić zostanie jej kandydatem na prezydenta RP zamiast dramatycznie słabej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. A tu – cóż za zaskoczenie – jest po prostu zakładnikiem politycznie kuriozalnego Pawła Kukiza.
Jarosław Sachajko w klubie PSL reprezentuje bowiem efemeryczne środowisko byłego muzyka. Paweł Kukiz pytany przez dziennikarzy o koalicję z PiS odpowiada, że to zależy od możliwości realizacji programu wyborczego, zupełnie jakby ignorując najnowsza historię naszego kraju uczącą myślących, iż jedynym programem PiS dla koalicjantów tej partii jest ich polityczne unicestwienie. Władysław Kosiniak-Kamysz natychmiast poinformował kategorycznie, że żadnych rozmów koalicyjnych z PiS nie ma – zapewne wyczuł, że ludzie Kukiza za chwilę mogą rozwalić mu klub parlamentarny, a gdy klub się rozleci, wkrótce jego los podzieli cała partia.
Lider spadkobierców Wincentego Witosa ma naprawdę poważne kłopoty. Zmarnował całą poprzednią kadencję Sejmu na traktowanie poważnie bredni o tym, że PSL może na scenie politycznej zastąpić PO, które opowiadali mu wyrzuceni z Platformy Jacek Protasiewicz i Michał Kamiński. Zamiast ciężko pracować na poziomie gmin, aby PSL miało tam jeszcze cokolwiek do powiedzenia, wolał opowiadać, że jego partia jest partią miejską, bo Protasiewicz został posłem z Wrocławia, choć jego mandat do końca nie był pewny. Zamiast twardo stąpać po ziemi, wolał marnować czas na żebranie o polityczną protekcję Donalda Tuska.
Prezes PSL może mówić, że nie rozmawia o koalicji z PiS, ale ryzyko, rozminięcia się z nastrojami we własnym zapleczu parlamentarnym jest większe niż kiedykolwiek.
Komentarze