Dziesięć milionów głosów, które Rafał Trzaskowski otrzymał w II turze wyborów prezydenckich to ogromny kapitał społecznego zaufania. Oczywiście pamiętam, że w tej puli są głosy wyborców Szymona Hołowni, Lewicy (bo trudno mówić o wyborcach Biedronia) oraz PSL (bo trudno mówić o wyborcach Kosiniaka-Kamysza). Zdaję sobie sprawę również z tego, że póki co mamy przed sobą perspektywę ponad trzech lat bez jakiegokolwiek głosowania i nie ma podstaw twierdzić, że będą wcześniejsze wybory parlamentarne (twierdzi tak Michał Kobosko, ale wiadomo, że geniuszem nie jest). Nie mam złudzeń, że te dziesięć milionów osób nic nie robi tylko czeka na jakieś zapowiedzi Rafała Trzaskowskiego i jakby co, skoczy za nim w ogień. Oni wrócili do swoich spraw i codziennych zajęć.
Choć ludzi nie da się utrzymać „pod parą” przez trzy lata, to można ich ponownie zmobilizować. Rafał Trzaskowski pokazał, że jego polityczny potencjał jest nieograniczony, a sufit ma znacznie wyżej niż inni politycy opozycji. Powiedzmy sobie szczerze – na Lewicy i w PSL kompletna bryndza, a Szymon Hołownia jest coraz bardziej nerwowy. Nie dziwię się – pewnie zdał sobie sprawę, że ponad trzy lata bez wyborów może być zabójcze dla jego politycznych ambicji.
Rafał Trzaskowski w kampanii zmienił się z dyplomaty i polityka samorządowego w polityka niemal uniwersalnego. Po tak intensywnym objeździe kraju i po rozmowie z tysiącami ludzi posiada wiedzę niemal unikatową, której nie posiada nikt, kto nie ubiegał się o najwyższy urząd w państwie. Już po wyborach zachował się zresztą wzorowo, ponieważ w poniedziałek po prostu wrócił do pracy w stołecznym ratuszu. Mógł przecież przedłużyć urlop i wzorem Władysława Kosiniaka-Kamysza i Roberta Biedronia zapaść się pod ziemię jak oni po I turze. Wracając do pracy pokazał, że jest politykiem twardo stąpającym po ziemi i poważnie traktującym swoją aktywność publiczną.
Ludziom trzeba dać zajęcie – projekt do wykonania. Rafał Trzaskowski jest tym politykiem opozycji, który ma największą szansę, aby zachęcić ludzi do budowania społeczeństwa obywatelskiego z prawdziwego zdarzenia – w Polsce od czasu pierwszej „Solidarności” czegoś takiego nie było. Przez moment wydawało się, że takie zaangażowanie społeczne może trwale zorganizować Komitet Obrony Demokracji, ale zniszczyło go złodziejstwo Mateusza Kijowskiego. „Obywatele RP” pod wodzą Pawła Kasprzaka okazali się natomiast zbyt skrajni, aby można było z nimi cokolwiek osiągnąć. Dziś oba te środowiska są zupełnie niszowe i zbędne.
Jeśli Rafał Trzaskowski będzie chciał coś zbudować – znajdzie ludzi, którzy mu w tym pomogą. Mam na myśli społeczeństwo obywatelskie o charakterze uniwersalnym i wielotematycznym, a nie tylko liberalne, lewicowe lub konserwatywne. Szuflatkowanie się byłoby stwarzaniem sobie zbędnego ogranicznika, a przecież chodzi o dotarcie do milionów osób. W ten sposób – niejako przy okazji – przebuduje się również Platforma Obywatelska, która wymaga wewnętrznej reformy, ponieważ w obecnym kształcie przetrwa, ale niczego już nie wygra. Pracy w PO oraz dookoła niej będzie tak wiele, że niemal każdy będzie zajęty. Wykluczam więc bratobójczą wojnę Trzaskowskiego z Budką o fotel lidera formacji - to partia potrzebuje Trzaskowskiego, a nie on jej.
Trzaskowski musi jednak uważać, aby nie zaczęli się do niego przyklejać wszelkiej maści polityczni nieudacznicy, którzy na jego plecach będą chcieli wejść do polityki – jak wspomniani już przeze mnie Kijowski i Kasprzak chcieli wejść do polityki na plecach Grzegorza Schetyny. Podpuszczani przez liberalne i lewicowe media próbowali grozić, szantażować i wymuszać, a w ten sposób szkodzili i osłabiali zamiast pomagać i wzmacniać. Prezydent Warszawy nie może też pójść na żadne układy z mediami. Jeśli by to zrobił, wykorzystają go i wykończą, jak kilku przed nim i pewnie jeszcze niejednego w przyszłości.
Komentarze