Do I tury wyborów prezydenckich pozostało trzy tygodnie, poparcie dla urzędującego prezydenta spada, a liczba podpisów pod kandydaturą jego najgroźniejszego rywala przekroczyła ćwierć miliona. Nic zatem dziwnego, że otoczenie Andrzeja Dudy zdaje się stawać na rzęsach, aby pomóc w kampanii wyborczej gwarantowi swojej politycznej i karnej bezkarności.
W sobotę Andrzej Duda zapowiedział 500 zł jako bon turystyczny, a już w niedzielę jak ognia unikał dziennikarzy usiłujących zapytać o szczegóły. Pewnie dlatego, że państwowa kasa świeci pustkami, a drukarki banknotów włączyć nie można, ponieważ inflacja w Polsce szaleje nawet bez tego. Bon turystyczny, gdyby nie to, że nie przetrwał nawet doby, miał być „może jeszcze w wakacje”, czyli w zależności od wyborczych rozstrzygnięć 28 czerwca oraz 12 lipca.
Prezydent Andrzej Duda poszedł jednak dalej i obiecał, że za 5 lat zostanie wybudowany most. Pech chciał, że budowę tego samego mostu dwa lata temu w kampanii samorządowej obiecał premier Mateusz Morawiecki, a do dziś nie ma w tym miejscu nawet świetlnego hologramu obiecanej inwestycji.
Swoje postanowił dorzucić wicepremier i minister kultury Piotr Gliński i w mediach społecznościowych szczerość i wiarygodność obecnego lokatora Pałacu Prezydenckiego zilustrował zdjęciem Andrzeja Dudy wywróconego podczas jazdy na nartach. Zapewne nie to było celem niedoszłego premiera z tabletu, ale przypomniał aferę korupcyjną z instruktorem narciarstwa ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.
Choć kampania Andrzeja Dudy przypomina potykanie się o własny cień, nie mam złudzeń, że przez trzy tygodnie, które zostały do rozstrzygnięcia pierwszego etapu jego otoczenie nie uruchomi ze zdwojoną siłą przemysłu pogardy i oszczerstw wobec Rafała Trzaskowskiego. Będzie to kampania nienawiści tym brutalniejsza, im korzystniejsze będą sondaże dla kandydata Platformy Obywatelskiej oraz im bardziej dolegliwa dla Prawa i Sprawiedliwości będzie impotencja kreatywności tych wszystkich osób, które za miliony złotych z partyjnej kasy kreują propagandowy przekaz Andrzeja Dudy i partii rządzącej.
Dla Dudy przegrana oznacza pretensje Kaczyńskiego i całego obozu władzy, bo opozycja po odbiciu Senatu przejmie też prezydencki pałac. Duda nie będzie witany w świecie z otwartymi ramionami jak Lech Wałęsa ani zapraszany na wykłady jak Aleksander Kwaśniewski, bo jego pozycja w polityce międzynarodowej jest żadna. Nie wróci nawet na Uniwersytet Jagielloński, bo po tym jak wielokrotnie łamał konstytucję, w środowisku prawniczym jest skończony. Będzie przegranym politycznym emerytem w wieku 48 lat.
Komentarze