Przedstawione dziś przed południem przez przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Borysa Budkę propozycje dotyczące wyborów prezydenckich są autorskimi propozycjami tego środowiska politycznego. Nigdzie nie jest zapisany obowiązek Borysa Budki konsultowania ich z polityczną konkurencją.
Tak, Polskie Stronnictwo Ludowe i Lewica to konkurencja Platformy Obywatelskiej, a nie jej sojusznicy. Żadne z tych środowisk od dawna nie ukrywa, że PO jest ich przeciwnikiem – często można odnieść wrażenie, że większym niż Prawo i Sprawiedliwość. Pamiętajmy, że PSL i Lewica zniszczyły niedawną Koalicję Europejską dosłownie kwadrans po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Domaganie się dziś konsultowania autonomicznej oferty dowodzi ich ogromnej hipokryzji.
Efekt konsultowania z zielonymi i czerwonymi czegokolwiek byłby taki, że chwilę po konferencji prasowej Borysa Budki ich przedstawiciele wyszliby do dziennikarzy i zaczęliby opowiadać, że ta czy tamta propozycja Platformy jest ich propozycją i cieszą się, że przewodniczący PO przyznał im rację.
Prawda jest taka, że Polskie Stronnictwo Ludowe i Lewica przez niemal półtora miesiąca nie przedstawiły żadnej oferty wyjścia z wyborczego kryzysu. Kandydat Lewicy Robert Biedroń przestał w tym czasie nawet ukrywać, że jest znudzony i mu się nic nie chce. Nie dziwię się – jako eurodeputowany zarabia 50-60 tysięcy złotych miesięcznie. Prezydent RP zarabia najwyżej połowę tej kwoty.
Kandydat ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz poświęcił zaś owe półtora miesiąca na odkrywanie w sobie tygrysa i zdawał się kompletnie nie nadążać tak są rzeczywistością wymuszaną przez koronawirusa, jak i za politycznymi pułapkami zastawianymi na opozycję przez Jarosława Kaczyńskiego.
Zjednoczona Opozycja to mit. Od przemian 1989 roku nigdy takowej w naszym kraju nie było i nie mogło być, ponieważ rozbieżność politycznych interesów była ogromna i – żeby być uczciwym – nie było w tym nic złego czy nagannego. Również w najnowszej historii Polski (mam na myśli lata 2015-2019) rozbieżność celów środowisk politycznych była gigantyczna i także tym razem nie ma w tym nic wstydliwego. Media próbowały tę fałszywą jedność na opozycyjnych politykach wymusić, ale opinia publiczna wyczuła jej fikcyjność i w wyborach zagłosowała tak, a nie inaczej.
Rzecz polega na tym, aby nie być hipokrytą i nie oczekiwać od samodzielnej partii politycznej, aby ze swej samodzielności zrezygnowała w szczytnym celu doraźnego zaspokojenia ego przedstawicieli innych ugrupowań. Tym bardziej, jeśli środowisko, które miałoby z samodzielności zrezygnować ma więcej niż 15% społecznego poparcia, a domagające się profitów w sumie mają poparcia mniej.
Komentarze