Nie będzie to tekst ani o Telewizji Polskiej i Polskim Radiu, ani o Telewizji Polsat. Pierwsze są do zaorania przy najbliższej okazji, ponieważ nie ma tam już niczego, co warto uratować oraz nikogo, kto zachowywałby się dziś przyzwoicie – jeśli są to mocno zakonspirowani, a więc niezbyt odważni i raczej pozbawieni kręgosłupów. O Polsacie napisałem już kiedyś, że uległ PiS i dlaczego.
Dzisiaj skupię się na tzw. liberalnych mediach, które chcą uchodzić za symbol dziennikarskiego profesjonalizmu, nowoczesnych technologii ki i pracowniczy raj dla ludzi po studiach. Telewizja TVN – bo o niej mowa – jest częścią działającego globalnie amerykańskiego konglomeratu Discovery – jednej z największych firm medialnych na świecie. Wydawałoby się, że tak potężny inwestor powinien stanowić dla pracujących tam dziennikarzy i prezenterów psychologiczną podporę i stymulować ich do odwagi i rzetelności. Zwłaszcza, że prezydentem Stanów Zjednoczonych jest Donald Trump, który ma wręcz obsesję na punkcie gospodarczej swobody amerykańskich firm działających poza granicami kraju i używa placówek dyplomatycznych, aby te firmy chronić. W TVN chyba jednak tego wszystkiego nie wiedzą.
Jeszcze przed wyborami parlamentarnymi 2015 roku TVN ustawiała się pod nową władzę. Zapewne dlatego, że partyjna i państwowa nieporadność premier Ewy Kopacz aż biła po oczach i wprawiała w zażenowanie. Po wygranych przez Praw i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych wynikiem 37% do 24% głosów dla Platformy Obywatelskiej, w TVN nastąpiło „przełożenie wajchy” zaczęła się próba zatopienia PO poprzez ostentacyjne lansowanie posłów Nowoczesnej, która znalazła się w Sejmie uzyskując 7% głosów. Efekt nagonki na Platformę i spisywania jej na straty był taki, że na przełomie stycznia i lutego 2016 roku poparcie dla PO wynosiło zaledwie 9%, zaś aż 30% dla Nowoczesnej.
Politykom PO miło nie było, ale nie załamali się i nie rozbili partii od środka. Gdy w styczniu 2016 roku przewodniczącym został Grzegorz Schetyna, od razu zaczął porządkować i scalać partię, a już dwa miesiące później zaczęła się aktywność polityków Platformy Obywatelskiej w terenie zwana Klubami Obywatelskimi. Krótko później – niezależnie od spotkań w ramach KO – wystartowały Spotkania Obywatelskie w powiatach. W ten sposób zaczęło się powolne, ale systematyczne odzyskiwanie poparcia. Potem Grzegorz Schetyna zbudował Koalicję Obywatelską na wybory samorządowe i Koalicję Europejską na wybory do Parlamentu Europejskiego. W każdej udało się wypracować niemal 40% głosów w wyborach. Nikt inny po stronie opozycji nawet nie próbował być lepszy od Platformy jako partii i od Grzegorza Schetyny jako lidera.
Przez cały ten czas w liberalnych mediach trwało także nachalne lansowanie Roberta Biedronia. On sam niesiony infantylną wiarą w tę propagandę, w styczniu tego roku mówił, że jego partia w wyborach do PE dostanie 20% głosów, na przełomie marca i kwietnia, ze będzie to 15, a w ostatnim dniu kampanii, że jednak 10%. Dostał 6% i wpadł w euforię taką, jak gdyby to było co najmniej 25% głosów i pojechał na wakacje do Włoch, zostawiając z niczym sfrustrowanych działaczy Wiosny. Telewizja TVN oraz portal internetowy Tomasza Lisa zdali sobie sprawę, że Biedroń jest politycznie pozamiatany i wróciły do swojego ulubionego sportu – nagonki na lidera PO Grzegorza Schetynę. Gdy jednak okazało się, że żadnego buntu w Platformie nie będzie, portalowi Lisa pozostało pisać teksty sponsorowane o limuzynach, a na polu walki ze Schetyną zostali Justyna Pochanke i Andrzej Morozowski. Pani dała w poniedziałek popis wazeliniarstwa wobec Bartłomieja Sienkiewicza, a pan oznajmił, że „opozycja nic nie robi”. Oczywiście, żadne z nich nie zaprosiło przewodniczącego Schetyny na rozmowę, bo mógłby powiedzieć co Platforma robiła od 2016 roku, a tu zburzyłoby ich kłamliwą, ale gorliwie rozpowszechnianą narrację.
Dziennikarze powinni przestać sądzić, że jeśli o czymś nie wiedzą, to znaczy, ze tego nie ma. Najczęściej oznacza to jedynie tyle, że nie wykazali minimum wysiłku, aby się o czymś dowiedzieć. Beneficjentem ich wrednego zachowania jest Jarosław Kaczyński, a rycerza na białym koniu nie było, nie ma i nie będzie.
Komentarze