My, czyli Platforma Obywatelska. Partia rozsądku i umiaru, partia zasobna finansowo, dobrze osadzona w terenie, partia z odpowiedzialnym Przewodniczącym i dobrze ułożonym Zarządem Krajowym. Całe szczęście, że Monice Wielichowskiej, która w ramach partii koordynuje sprawy kobiece udało się uporządkować temat i zostawić na politycznym marginesie osoby skrajne oraz ich postulaty. Całe szczęście, że senioralny program PO, który koordynuje Marzena Okła-Drewnowicz również wolny jest od skrajności. Zgaduję, że skrajności nie będzie również w programie edukacyjnym, którego konsultacje ruszają za chwilę.
Musimy jednak bardziej wprost i z dużo większą intensywnością być rzecznikami osób o poglądach centrowych i lekko prawicowych. Nie możemy ścigać się z prawicowym populizmem PiS i z lewicowym populizmem Biedronia. Czas pogodzić się również z tym, że młodzi w większości nie będą głosować na Platformę. Nie dlatego, że jesteśmy jacyś dziwni i coś robimy źle. Dlatego, że młodzi są albo radykalni i roszczeniowi i oczekują rozwiązania każdego problemu ich samych oraz świata i ludzkości nawet nie w 160 znakach (jeden SMS), ale w jednym zdaniu (30 znaków), albo mają wszystko w głębokim poważaniu i nic ich nie obchodzi. Platforma Obywatelska jako partia rozsądku, umiaru, twardego stąpania po ziemi i partia uczciwej rozmowy z ludźmi (a taką PO buduje Grzegorz Schetyna), jest i będzie dla nich nudna. Do czasu aż przejrzą na oczy, a to może potrwać dekadę.
Musimy mocniej akcentować, że nie chcemy powrotu do tego, co było przed wyborami w 2015 roku. Był to czas obiektywnie dla Polski i Polaków bardzo korzystny, ale po pierwsze – po zmianach wprowadzonych przez PiS, prosty powrót do czegokolwiek jest najzwyczajniej w świecie niemożliwy, a po drugie – mamy rok 2019 – ze zrujnowaną pozycją międzynarodową naszego kraju i znowu musimy doganiać Zachód, jeśli nie chcemy pozostać na jego peryferiach. Pozostanie na peryferiach Zachodu oznacza trwałe zakotwiczenie w strefie wpływów Federacji Rosyjskiej. Poza tym, ciepła woda w kranie nie okazała się wystarczająco atrakcyjna i obawiam się, że nadal nie jest – nawet jeśli ludzie mają świadomość, że dziś kurkami od kranu sterują szaleńcy – raz wylewający na nasze plecy wodę lodowatą, a raz wrzątek.
Jesteśmy partią, która uczciwie rozliczyła się z lat 2007-2015 i taką, która przeszła w latach 2016-2018 gruntowną przebudowę. Zbigniew Ziobro i Mariusz Kamiński nie przestaną urządzać pokazowych zatrzymań byłych szefów państwowych spółek, bo tylko to potrafią (przepraszam, Kamiński potrafi jeszcze chlać na umór i całować psy), ale na umiarkowanych wyborcach nie robi to wrażenia. Trzy lata szukania przez polityków PiS haków na polityków PO zakończyło się kompletnym blamażem – m.in. dlatego ostatnio dosypali TVP prawie półtora miliarda złotych – bo tylko to jeszcze mogą zrobić.
Musimy zebrać nasz program w całość i uczciwie rozmawiać o nim z ludźmi. Nie możemy opowiadać bajek o tym, że można krócej pracować i mieć wyższą emeryturę, ale musimy pokazać program solidnych zachęt do dłuższej pracy. Nie możemy mówić, że budżet państwa nie ma dna, ale musimy tak zmienić program 500+ aby pieniądze trafiały do osób naprawdę potrzebujących, a nie do wszystkich, czyli również do tych naprawdę zamożnych. Nie możemy wywrócić do góry nogami polskich szkół, ale musimy krok po kroku porządkować bałagan po minister Zalewskiej, przy okazji próbując zmienić konformistyczną postawę wielu nauczycieli i spróbować przekonać ich do większej kreatywności. Przykłady można mnożyć w nieskończoność, gospodarka jest ogólnie kluczowa – dobrze, że mamy np. program „Wyższe płace”.
Grzegorz Schetyna już trzy lata temu mówił o potrzebie uporządkowania relacji państwo – kościół. Mówił o konieczności wprowadzenia m.in. dobrowolnego odpisu podatkowego na rzecz Kościoła. Pierwszym, który go wtedy wyśmiał był Adam Szostkiewicz. Trzeba do tego wrócić. Trzeba również uregulować związki partnerskie. Nie jest to temat, który bardzo mnie interesuje, ale nie jest to temat skrajny, a co za tym idzie politycznie ryzykowny dla partii centrowej. Większym ryzykiem jest pozostawienie związków partnerskich środowiskom skrajnej lewicy, która potrafi wypaczyć i ośmieszyć absolutnie każdy – nawet najbardziej racjonalny - postulat. Nie ruszajmy natomiast tematu aborcji – nie potrzebujemy wojny ideologicznej.
Rozliczeniem PiS musi zająć się niezależna prokuratura oraz porządna komisja śledcza w Sejmie. Brednie o Apartheidzie zostawmy celebrytom, którzy im więcej mówią, tym bardziej się kompromitują i już rozdają stanowiska w rządzie, a czynią to na podstawie jednego czy dwóch sondaży.
Komentarze