Broniłem się przed napisaniem tego tekstu, bo chyba najtrudniej pisać o sobie samym. Ponieważ jednak sejmowy protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów trwa już miesiąc, a mimo to jego końca nie widać, uznałem, że muszę zabrać głos.
Urodziłem się w 1990 r. Od urodzenia jestem niepełnosprawny – chodzę o kulach. Rozpoznanie: Mózgowe porażenie dziecięce. Mój ojciec zmarł w 2014 r. więc nie ma sensu mieć do niego żalu, ale ojcem tysiąclecia na pewno nie był. Mam wrażenie, że przerastało go i małżeństwo, i bycie rodzicem. Jego siostra już po jego śmierci powiedziała mi, że był ze mnie dumny, ale on sam nigdy mi tego nie powiedział. Cała opieka nad niepełnosprawnym członkiem rodziny także i w moim przypadku spadła na mamę.
W domu nigdy się nie przelewało, choć nie można mówić o ubóstwie, bo zawsze było co jeść, a ubrania zawsze były czyste i niepodarte. Mama każdą złotówkę przed jej wydaniem oglądała 5 razy i pewnie dlatego nie było tak źle, jak mogłoby być. Mieszkaliśmy na wsi. Dopiero w 2007 r. przeprowadziliśmy się do małego miasta. 153 zł pielęgnacyjnego to naprawdę tyle. Mało tego – po ukończeniu 18 lat przez dwa lata nie miałem renty, ponieważ nikt nie powiedział, że mi się ona należy, mimo że były o to pytania. Rentę dostałem więc z dwuletnim opóźnieniem i tylko dzięki pomocy nauczycielki od korepetycji z matematyki pod kątem matury. Było to bodajże 600 zł miesięcznie.
Po uzyskaniu pełnoletności zapisałem się w urzędzie pracy, ale szybko dałem sobie spokój z „odhaczaniem” listy, bo wiedziałem, że w Węgrowie szans na moje zatrudnienie nie ma. W 2012 r. zdałem maturę, a rok później poszedłem na studia – administracja na WNEiP UPH w Siedlcach. Za miesiąc kończę studia magisterskie. W międzyczasie moja renta urosła do ok. 1700 zł miesięcznie, ponieważ są to pieniądze, które na swoją emeryturę wypracował mój ojciec, a nie wziął jej ani razu, ponieważ miał być na emeryturze od stycznia 2015, a w grudniu 2014 zmarł na skutek powikłań po operacji usunięcia rozległego nowotworu żołądka. Miał 62 lata.
Czy popieram sejmowy protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów? Nie, bo ja nigdy o nic nie prosiłem i musiałem sobie poradzić – a zwłaszcza moja mama. Rozumiem jednak dramatyzm sytuacji, w której się znajdują i wiem, że mają prawo być zdesperowani. Rzad powinien dać im te 500 zł o które proszą (nawet w ratach) i pozwolić im iść do domu.
Za miesiąc kończę studia i kompletnie nie wiem, co dalej. Perspektyw na sensowną pracę w Węgrowie nie widzę. Wiem tylko, że chcę po obronie pracy magisterskiej zapisać się do Platformy Obywatelskiej, ponieważ polityka jest moją pasją odkąd sięgam pamięcią. Jestem jedyny z osób niepełnosprawnych fizycznie, ale zdrowych umysłowo które znam, który przystąpił do matury, zdał maturę i poszedł na studia. Choć tytuł magistra administracji niczego mi nie gwarantuje, wiem, że gdybym – jak oni – nie wierzył we własne siły i poprzestał na liceum lub szkole policealnej, byłbym dziś w o wiele gorszej sytuacji niż jestem.
Komentarze
Mój Brat był bardzo niepełnosprawny - i fizycznie, i umysłowo. Też nigdy nikogo nie prosiliśmy o pomoc. Za komuny nie było rent socjalnych, więc wypracowaliśmy mu rentę.
Też jestem osobą niepełnosprawną, ale gdzież mi się równać z Panem?!
Czy popieram protest? Cóż, mam mieszane uczucia, ale... Niech im się uda, bo pewnie łatwiej byłoby tysiącom rodzin.
Pozdrawiam serdecznie.
A Panu życzę powodzenia z obroną pracy magisterskiej i zdobycia upragnionej pracy.
Zacznijmy wreszcie patrzeć na niepełnosprawnych tak, jak powinniśmy, to są normalni ludzie, którzy maja swoje potrzeby i nie ograniczają się one do chęci przeżycia, do jedzenia, spania, rehabilitacji i srania. Oni mają takie same potrzeby jak zdrowi, chcą przeczytać książkę, pójść do kina... To, że nie mogą zarobić na te drobne przyjemności, nie znaczy, że one im się nie należą.