Dziś rano policja zatrzymała Władysława Frasyniuka. Wyprowadzili go w kajdankach i zawieźli na przesłuchanie, które trwało mniej niż kwadrans. Działania policji wynikały z tego, że Frasyniuk wielokrotnie, całkowicie świadomie nie stawiał się na przesłuchanie. Sprawa dotyczy awantury na jednej ze smoleńskich miesięcznic – Frasyniuk miał naruszyć nietykalność policjantów.
Sprawa jest kuriozalna, bo kuriozalne są przepisy o zgromadzeniach, które Prawo i Sprawiedliwość uchwaliło, a prezydent podpisał po to, aby Jarosław Kaczyński miał komfort szerzenia nienawiści dziesiątego dnia każdego miesiąca. Zakłócanie miesięcznic uważam za niepoważne, przeciwskuteczne i żenujące – pisałem już o tym bodaj w czerwcu 2017 r., a może w lipcu.
Uważam, że na przesłuchanie należy się stawić i tyle. Tak robią zwykli obywatele, którzy nie noszą głośnych nazwisk gwarantujących pojawienie się tłumu dziennikarzy, operatorów kamer i fotoreporterów. Nie przemawia do mnie argument podnoszony przez Frasyniuka, że to po prostu obywatelskie nieposłuszeństwo wobec opresyjnej władzy, która ustanawia głupie prawo. Obywatelskim nieposłuszeństwem może być niepłacenie abonamentu na rządowe media. To, co zrobił Frasyniuk, to warcholstwo. Zachował się jak awanturnik i skrajny radykał.
Policja potraktowała Władysława Frasyniuka jak zwykłego obywatela – wtedy na Krakowskim Przedmieściu i dziś w jego domu. Zakładanie mu kajdanek było oczywiście idiotyzmem i całkowicie zbędnym pokazem siły - podobnie jak obecność kamery (TVP?) podczas zatrzymania - ale na tym moje zastrzeżenia się kończą.
Nie róbmy z Frasyniuka męczennika, bo nim nie jest. Nie jest też czynnym politykiem i nie stoi za nim żadna zorganizowana siła więc chyba też nie ma sensu porównywać działań służb PiS wobec niego do ich działań wobec choćby sekretarza generalnego Platformy Obywatelskiej Stanisława Gawłowskiego. Politycy PiS wiedzą, że Frasyniuk o współczesnej polityce nie ma pojęcia, a opozycja wie, że gdyby wdrażała jego „dobre rady”, już dawno przestałaby istnieć. W wyborach parlamentarnych w 2005 r. partia Frasyniuka dostała zaledwie 2,4% głosów, a to znaczy, że Frasyniuk powinien dać sobie spokój z pouczaniem polityków opozycji, bo - przyznam szczerze – jest to nieznośne.
Warto zdać sobie sprawę z tego, że ani Donald Tusk, ani Grzegorz Schetyna nie zachowaliby się tak, jak Władysław Frasyniuk. Dlaczego? Dlatego, że są odpowiedzialni, mają coś do stracenia i chcą być traktowani poważnie.
Komentarze