Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk został na dziś wezwany na przesłuchanie do warszawskiej prokuratury. Sprawa dotyczy umowy o współpracy między polskimi i rosyjskimi służbami specjalnymi dotyczącej ochrony polskiego kontyngentu wojskowego wracającego z Afganistanu przez terytorium Federacji Rosyjskiej w czasach, gdy Tusk był premierem polskiego rządu. Przesłuchanie go w tej sprawie jest absurdalne, bo współpraca służb specjalnych z definicji powinna być trzymana w najściślejszej tajemnicy. Sterowana ręcznie przez Zbigniewa Ziobro prokuratura postanowiła po prostu symbolicznie rozpocząć polowanie na prawdopodobnego kandydata w wyborach prezydenckich 2020, który może pokonać urzędującego prezydenta Andrzeja Dudę.
Michał Kamiński - niegdyś wyrzucony z PiS, a potem z PO – postanowił zorganizować powitanie Donalda Tuska, który przyjechał do Warszawy pociągiem. To w zamyśle miało wyciągnąć jego Unię Europejskich Demokratów z poziomu ujemnego poparcia przed planowanym połączeniem z Nowoczesną. Partia Ryszarda Petru ma dziś w sondażach 6% poparcia, a teoretyczny byt polityczny Protasiewicza, Kamińskiego, Huskowskiego i Niesiołowskiego ma -3%. Łatwo policzyć, że po fuzji poparcie dla Nowoczesnej wyniesie aż 3%.
Powitanie Tuska na Dworcu Centralnym szybko zamieniło się w farsę z kilku powodów. Po pierwsze – dworzec został zablokowany dla tzw. zwykłych podróżnych. Po drugie – zwolennicy Tuska mieli przy sobie czerwone (tak, czerwone) kartki. Po trzecie - gdy tylko szef Rady Europejskiej wysiadł z pociągu, zaczął koło niego skakać Mateusz Kijowski – do cna skompromitowany lider gasnącego Komitetu Obrony Demokracji. Widać było także jedną, a może nawet dwie sprane flagi UED. Jest moc. Po czwarte - wywiązała się pyskówka zwolenników Tuska z jego przeciwnikami, którzy postanowili urządzić swoją wersję tej szopki.
Ten happening nie pomógł w niczym Tuskowi ani opozycji. Nie zaszkodził też partii rządzącej. To potwierdza tezę, że Michał Kamiński jest agentem Jarosława Kaczyńskiego.
Komentarze