Dzisiaj w Krakowie odbyło się kolejne spotkanie prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego z premierem Węgier Viktorem Orbanem. Politycy PiS zawsze przy okazji tych spotkań wmawiają opinii publicznej, że Polskę i Węgry łączy strategiczny sojusz, a współpraca szefa Fideszu z prezesem PiS przyniesie naszemu krajowi wiele korzyści. Nic bardziej mylnego.
Viktor Orban jest politykiem niezwykle pragmatycznym. Każdego dnia na chłodno kalkuluje, co mu się bardziej opłaca – współpraca z Moskwą czy z Berlinem, Paryżem i Brukselą. Zwycięstwo PiS spadło Orbanowi jak manna z nieba. Dzięki obscenicznym zachowaniom rządu w Warszawie, który jest w otwartym konflikcie z Niemcami, Francją oraz Komisją Europejską, rząd w Budapeszcie przestał być dla Zachodu największym problemem w ramach Unii, a Orban nie jest już tym najbardziej krnąbrnym bachorem z zakładu poprawczego.
Premier Węgier zna kilka języków i swobodnie porusza się na salonach. Do perfekcji opanował także grę na wielu dyplomatycznych fortepianach. Z jednej strony za pieniądze Kremla buduje elektrownię atomową, a z drugiej – spaceruje po brukselskich korytarzach w towarzystwie niemieckiej kanclerz porozumiewając się z nią w jej języku. To zupełnie inaczej niż Jarosław Kaczyński czy Beata Szydło, którym w Europie zostały już tylko Wielka Brytania i właśnie Węgry. Z tym, że UK jest już jedną nogą poza Unią Europejską więc sojusz Polski z Wyspami jest Polsce równie przydatny, co Stanom Zjednoczonym sojusz z Gibraltarem. Beata Szydło i jej ministrowie na europejskich salonach poruszają się jak słonie w składzie porcelany, a Jarosław Kaczyński nawet urlop spędza w kraju.
Czy Jarosław Kaczyński zorientuje się, że Orban traktuje go instrumentalnie, a polsko-węgierska współpraca, jeśli ma być w kontrze do Berlina, Paryża i UE, skończy się dla Warszawy fatalnie? Jaką PiS ma alternatywę, gdyby nawet przyszło otrzeźwienie? Sądząc po tym, jak gorliwie politycy PiS bronią tę mendę Piotrowicza, raczej nie pójdą po rozum do głowy i nie zaczną naprawiać relacji Polski z europejskimi instytucjami.
Co zaś zrobi premier Orban? Poprze Donalda Tuska na II kadencję w Radzie Europejskiej, jeśli tylko dojdzie do wniosku, że mu się to opłaca. Zresztą, premier Węgier już dziś bardzo dużo Tuskowi zawdzięcza.
Komentarze