Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów zapowiedział, że obecny rząd nie poprze kandydatury Donalda Tuska na drugą kadencję na fotelu przewodniczącego Rady Europejskiej. Informację tę potwierdziła już premier Beata Szydło. Swoją drogą, zabawne, że szeregowy poseł podejmuje decyzję, a szefowa rządu grzecznie to potwierdza, ale właśnie taki układ mamy teraz w Polsce.
Pierwsza 2,5 -letnia kadencja Donalda Tuska w Brukseli kończy się w czerwcu 2017 roku. Decyzja o tym, czy Polak będzie przewodniczącym Rady Europejskiej przez kolejne 2,5 roku zapadnie najwcześniej w marcu. Sam szef RE już kilka miesięcy temu zapowiadał, iż nie będzie zabiegał o poparcie rządu PiS na kolejną kadencję, choć wiemy, że chce zostać w Brukseli do grudnia 2019 roku. I raczej zostanie.
Obecny rząd ma w Unii Europejskiej tak fatalną reputację, że jego poparcie dla Tuska mogłoby Tuskowi zaszkodzić. Poza tym, przy wyborze przewodniczącego Rady Europejskiej nie obowiązuje zasada jednomyślności – wystarczy większość kwalifikowana. Kolejnym argumentem jest to, że UE znajduje się w potężnym kryzysie, a zatem europejscy liderzy raczej nie mogą sobie pozwolić na dodatkowe zamieszanie powstałe w wyniku zamiany Tuska na kogokolwiek innego. Jest zbyt dużo pracy, a zbyt mało czasu, żeby tracić go na personalne przepychanki. Bardzo prawdopodobne wydaje się więc, że na marcowym spotkaniu szefowie państw lub rządów UE automatycznie przedłużą Tuskowi kadencję, jak już raz zrobili przedłużając ją poprzedniemu szefowi RE.
Kolejnym argumentem, by nie odsyłać Tuska do Warszawy może dla europejskich polityków być to, iż obecna większość parlamentarna może pod jakimkolwiek pretekstem wsadzić go do więzienia. Jarosław Kaczyński już na pogrzebie własnego brata powiedział do Donalda Tuska: „Zabiłeś mi brata – zapłacisz za to”. Według relacji świadków Tusk był tym przerażony. Trudno się dziwić.
Dla samego przewodniczącego Rady Europejskiej pozostanie w Brukseli do końca 2019 roku jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Szefem partii i premierem już nie będzie, a wybory prezydenckie odbędą się dopiero w połowie 2020 roku. Wiadomo, że Tusk chce w nich wystartować i raczej ma szansę wygrać. Jeśli jednak wróci do Polski zbyt wcześnie, może okazać się, że jego kandydatura nie budzi entuzjazmu potencjalnych wyborców.
Brak poparcia polskiego rządu dla Polaka na ważnym europejskim stanowisku będzie kompromitacją partii rządzącej i działaniem sprzecznym z polską racją stanu, ale Donaldowi Tuskowi nie zaszkodzi i raczej zostanie on w Brukseli na drugą kadencję.
Komentarze