Nie minął jeszcze tydzień
od zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na prezydenta RP, a pan prezydent
szuka alibi, by wycofać się z obietnicy 500 zł miesięcznie na
każde dziecko. To, że pan prezydent wycofuje się ze swoich
obietnic, to dobrze, bo wszyscy musielibyśmy zrobić „zrzutkę”,
a ja nie mam na to najmniejszej ochoty.
Prezydent twierdzi, że nie
wycofuje się z żadnej obietnicy, którą złożył w kampanii
wyborczej i dzięki którym wygrał wybory, bo ciemny lud to kupił.
Ale czym, jeśli nie szukaniem pretekstu do wycofania się z
obietnic, jest niczym nieuzasadnione oczekiwanie, że rząd Platformy
Obywatelskiej zrealizuje nie swoje obietnice, które doprowadzą do
katastrofy finansów państwa?
Prezydent raczył przy
okazji stwierdzić, iż jeśli rząd PO-PSL nie zechce zrealizować
prezydenckich obietnic, oznacza to, że ów rząd nie chce
porozumienia i współpracy z prezydentem. To dość żałosna próba
szantażowania obecnego gabinetu i większości parlamentarnej.
Zachowanie prezydenta należy
także rozumieć, jako agitację na rzecz partii, która wyniosła go
na urząd. Głowa państwa ruszyła po kraju podziękować Polakom za
wybór i poprosić o taki sam gest 25 października na korzyść
PiS-u.
Komentarze