Po kilkunastu godzinach
negocjacji, minister zdrowia Bartosz Arłukowicz i część
zbuntowanych lekarzy podpisali porozumienie. Przyznaję, że gdy się
o tym dowiedziałem, pomyślałem, że pod osłoną nocy, garstka
zbuntowanych medyków, dostała co chciała, a minister będzie
musiał robić dobrą minę do złej gry.
Ku mojemu zadowoleniu, okazało się, że jest dokładnie odwrotnie. To minister Arłukowicz, a wraz z nim pacjenci, odnieśli zwycięstwo nad aroganckimi związkowcami. Minister zdrowia nie zgodził się na żaden istotny dla Porozumienia Zielonogórskiego postulat. Nie będzie więc opłat za wejście do przychodni, ani zamkniętych przychodni przez dodatkowe dwadzieścia dni roboczych w roku. Nie będzie też dodatkowych pieniędzy dla buntowników i złagodzenia rygoru skutecznego diagnozowania pacjentów.
Ku mojemu zadowoleniu, okazało się, że jest dokładnie odwrotnie. To minister Arłukowicz, a wraz z nim pacjenci, odnieśli zwycięstwo nad aroganckimi związkowcami. Minister zdrowia nie zgodził się na żaden istotny dla Porozumienia Zielonogórskiego postulat. Nie będzie więc opłat za wejście do przychodni, ani zamkniętych przychodni przez dodatkowe dwadzieścia dni roboczych w roku. Nie będzie też dodatkowych pieniędzy dla buntowników i złagodzenia rygoru skutecznego diagnozowania pacjentów.
Uważam to porozumienie za wielki sukces Bartosza Arłukowicza. Do tej pory raczej wycofany do gabinetu w ministerstwie, pogrążony w dokumentach i unikający mediów polityk, zdaje się wszedł na nowy etap. Poprzedni ministrowie zdrowia (także Ewa Kopacz) mogą zazdrościć mu twardości i skuteczności, a jego następcy będą mieli się na kim wzorować.
Komentarze