Gdy miałem 16 lat, bardzo mało wiedziałem o sobie, świecie, w którym żyję i o ludziach. Nie miałem pojęcia, że przywileje górników, nauczycieli i służb mundurowych rujnują budżet państwa. Nie wiedziałem, że budżet państwa nie jest skarbonką bez dna. Nie wiedziałem jak rozmawiać z ludźmi, by ich do siebie nie zrazić, nie potrafiłem przekonywać do swoich racji, nie byłem asertywny. Nie miałem wiedzy, która bardzo pomaga w życiu. Od tamtego czasu mija 7 lat. Dziś jestem o wiele mądrzejszy i choć głównie uczyłem się na własnych błędach, potrafię być optymistą.
Właśnie dowiedziałem się, że Ruch Palikota chce dać 16-latkom czynne i bierne prawo wyborcze. Przerażenie ogarnia mnie, gdy wyobrażam sobie, że 16-latkowie wybierają parlamentarzystów i sami mogą kandydować. To bardzo groźny pomysł. Wyobraźmy sobie, że w parlamencie większość mają narodowcy, a premierem jest Korwin-Mikke. Dramat. Nawet bez narodowców i innych oszołomów może być niebezpiecznie, gdy 16-latkowie mieliby decydować w takich sprawach jak podatki, płaca minimalna, aborcja, emerytury mundurowe czy ustawy o służbach specjalnych.
Gdy słyszę, że to pokolenie 16-latków jest już „zupełnie dorosłe” i dojrzałe do podejmowania tego typu decyzji, to mam wrażenie, że ktoś sobie kpi.
Chcą się angażować? Ich miejsce jest w młodzieżówkach. Niech działają zawsze i wszędzie, ale pod okiem starszych i bardziej doświadczonych.
Komentarze