Czy próbowaliście policzyć ile razy temat in vitro był na tak zwanej tapecie, czyli ile razy wypowiadali się na temat in vitro politycy, a media miały ten temat na początku serwisów informacyjnych? Nie próbowałem, bo szkoda mi na to czasu. Skupmy się więc na teraźniejszości, a przede wszystkim na przyszłości. Politycy znowu mówią o in vitro, czyli metodzie sztucznego zapłodnienia. Znowu w ich wypowiedziach mnóstwo jest niedopowiedzeń, kłamstw, cynizmu oraz instrumentalnego traktowania grup społecznych i zawodowych: niepełnosprawnych, lekarzy, księży i posłów. Jeśli kogoś pominąłem, proszę napisać w komentarzach. Z góry przepraszam.
Politycy z prawej strony sceny chcą decydować za innych, mówią o sumieniu, nie chcą pamiętać, że zostali wybrani na posłów, by stanowić prawo dobre dla ludzi. Politycy nie powinni zasłaniać się abstrakcją, którą jest sumienie. Jestem bardzo zbudowany postawą prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka, który chce refundować sztuczne zapłodnienie z budżetu miasta. Trzymam za niego kciuki. Szkoda, że Sejm jest w tak ważnej dla wielu ludzi sprawie kompletnie bezużyteczny. Spadające poparcie dla Platformy Obywatelskiej skłoniło premiera Donalda Tuska do zmierzenia się z tematem, który omijał szerokim łukiem od początku swoich rządów. W obawie przed rozłamem partii, jeśli ta będzie musiała podjąć jednoznaczną decyzję i nacisnąć odpowiedni przycisk w maszynie do głosowania. Szef rządu postanowił więc ominąć Sejm, a przede wszystkim własne zaplecze i wprowadzić rozporządzenie ministra zdrowia. Cieszę się z decyzji premiera i czekam na konkrety. Z niepokojem przyjąłem informację o tym, że frakcje liberalna i konserwatywna wewnątrz partii rządzącej doszły do porozumienia. Porozumienie w PO może oznaczać opakowanie bez zawartości. Chciałbym zostać pozytywnie zaskoczony. Rozporządzenie ministra wydaje się lepszym rozwiązaniem w obecnej sytuacji. Episkopat szantażuje posłów, a oni nie zauważając, albo udając, że nie zauważają odchodzenia ludzi od Kościoła, podporządkowują się biskupom. To jest poważne zagrożenie dla ewentualnej ustawy, bo choć Ruch Palikota i SLD zagłosują „za”, nie można być pewnym PO i PSL. Chciałbym żyć w Polsce, w której Kościół nie wpływa na polityków. Zaznaczam, że słowo „kościół” piszę przez duże „K” wyłącznie w celu rozróżnienia budynku i korporacji.
Chcę żyć w kraju, w którym kobiety niemogące zajść w ciążę w sposób naturalny, mogą legalnie skorzystać ze sztucznego zapłodnienia, a jeśli sytuacja materialna na to nie pozwala, państwo refunduje tę procedurę. Zasobność portfela nie powinna być warunkiem zostania matką. Również takim warunkiem nie powinno być to czy kobieta jest żoną, czy żyje w wolnym związku lub jest singlem. Pozwolenie na in vitro i refundacja są według mnie niezbędne do tego, abym mógł powiedzieć, że Polska jest krajem w pełni cywilizowanym.
Robi mi się niedobrze, gdy przeciwnicy in vitro jako alternatywę dla tej metody proponują adopcję dzieci. To tak jakby powiedzieć, że mleko jest lepsze od herbaty. Te produkty nie wykluczają się. Dowodem absolutnego cynizmu jest wmawianie, że zarodków nie trzeba mrozić albo, że niepotrzebne jest produkowanie większej liczby zarodków. Jest faktem medycznym, iż mrożenie zarodków jest konieczne, żeby mogły spełnić swoją funkcję, a produkuje się ich większą ilość, ponieważ większość z nich ginie w naturalny sposób w procesie zapłodnienia, a tylko najsilniejsze docierają do celu.
In vitro daje życie i powoduje szczęście. Kto jest temu przeciwny?
Komentarze