Przewodniczący Platformy Obywatelskiej na wczorajszej konferencji prasowej zapowiedział, że 1 października w Warszawie odbędzie się kolejny marsz organizowany przez jego formację. Odbędzie się dwa tygodnie przed najbardziej prawdopodobnym terminem wyborów parlamentarnych. Donald Tusk wezwał do udziału w tym wydarzeniu dzień po tym, gdy Telewizja TVN ujawniła, że kobieta, która połknęła tabletkę wczesnoporonną była w szpitalu prześladowana przez policję.
Próba powtórzenia frekwencyjnego sukcesu marszu, który odbył się w Warszawie 4 czerwca, w którym uczestniczyło pół miliona osób, jest raczej niemożliwe. Raczej, ponieważ wszystko znowu zależało będzie od poczynań przedstawicieli formacji rządzącej oraz jej nominatów. Jeśli znowu zaczną obrażać potencjalnych uczestników eventu największej partii opozycyjnej lub zrobią coś, co przekracza wyobrażenia, frekwencja z pewnością będzie większa, ponieważ w mobilizacji kluczowe są emocje.
Rozumiejąc polityczny zamysł lidera PO, który chce, aby tym razem w stolicy stawiło się milion osób i popchnęło jego formację do zwycięstwa przy urnach wyborczych, jednocześnie jestem zaniepokojony ogólnym stanem przygotowania jego formacji do wyborów i bardzo chciałbym, aby te obawy okazały się niesłuszne. Dziś nie widzę poruszenia w Platformie Obywatelskiej na poziomie powiatów. Wygląda to tak, jakby w partii panowało przekonanie, że Tusk i marsze w Warszawie załatwią wszystko za całą resztę członków formacji rozsianych po całym kraju, którzy przecież w całym kraju, niemal codziennie powinni pracować na końcowy sukces.
Komentarze