Zaczęło się to, na co czekałem bardzo długo: Panowie z Prawa i sprawiedliwości zaczęli skakać sobie do gardeł. Oto bowiem, wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin winą za wybory prezydenckie, które nie odbyły się 10 maja obarcza premiera Mateusza Morawieckiego. Zdaniem Sasina to właśnie Morawiecki odpowiada za defraudację kilkunastu milionów złotych z pieniędzy podatników, które pochłonęło daremne drukowanie pakietów wyborczych. Było to zresztą nielegalne samo w sobie, ponieważ nie było do tego podstawy prawnej, ponieważ ustawa leżała wtedy w Senacie.
Nie ulega wątpliwości, że Jacek Sasin twardzielem nie jest. Jeśli groźba odpowiedzialności karnej i politycznej za kopertowy przekręt stanie się realna, zacznie sypać i wsypie wszystkich bez wyjątku, aby ratować własną skórę. Właśnie dlatego sen z powiek politykom z PiS spędza kwestia wykorzystania wydrukowanych pakietów w nowych wyborach prezydenckich, a nie walka z koronawirusem czy z jego gospodarczymi następstwami. Spodziewam się zatem, że partia rządząca zrobi wszystko, aby uniemożliwić lum maksymalnie utrudnić partiom opozycyjnym wymianę kandydatów na głowę państwa.
Nie będę krytykował Jarosława Gowina za to, że w ostatniej chwili podpisał porozumienie z Jarosławem Kaczyńskim. Były wicepremier od początku zapowiadał, ze nie chce obalać rządu Zjednoczonej Prawicy, a oceniając jego postępowanie na chłodno, on i tak wykazał się dużo większą odpowiedzialnością za państwo niż jego koledzy z rządu i jego parlamentarnego zaplecza. Przerażające, że żyjemy w realiach politycznych, w których tak niewiele trzeba zrobić, aby pozytywnie się wyróżnić, a kto wie, może nawet zasłużyć na pozytywną wzmiankę w podręcznikach historii.
To Jacek Sasin i Mateusz Morawiecki powinni odpowiedzieć karnie za nielegalne przygotowanie wyborów prezydenckich. W odpowiedzialność polityczną przed Trybunałem Stanu nie wierzę z powodu fasadowości tego gremium oraz zawiłości procedury, która prowadzi do postawienia przed TS, ale jej nie wykluczam, ponieważ być może uda się skutecznie wyciągnąć wnioski z błędów popełnionych, gdy można było rozliczyć rządy Prawa i Sprawiedliwości z lat 2005-2007.
Zaznaczam, że nie chodzi mi o prymitywną zemstę dla osiągnięcia politycznych profitów przez bliskie mi środowisko polityczne, a głównych oponentów partii Jarosława Kaczyńskiego. Uważam jedynie, że żadna konstytucja i żadna ustawa nie zabezpieczy państwa oraz jego instytucji przed politycznymi wandalami, którzy mogą dojść do władzy w przyszłości. Skutecznie odstraszające może być chyba tylko pociągnięcie do odpowiedzialności tych wszystkich, którzy łamania zasad, reguł i obyczajów dopuścili się.
Komentarze