W czasach epidemii najbardziej irytują mnie dwie rzeczy: Natręctwo Andrzeja Dudy i Mateusza Morawieckiego w bredzeniu o myciu rąk, dziękowaniu wszystkim i opowiadaniu, że inne kraje biorą z nas przykład oraz płacz czwartoligowych polityków, którzy mogą wejść do II tury wyborów prezydenckich tylko wtedy, gdy zadecydują o tym członkowie ich środowisk politycznych, a i to tylko pod warunkiem, że głosowanie będzie jawne i imienne.
Marny byłby ze mnie pasjonat polityki, gdybym nie dostrzegał ogromnego zagrożenia dla wyniku wyborów w tym, że faktyczną kampanię prowadzi w tych szczególnych czasach wyłącznie urzędujący prezydent. Jeśli bowiem z oczywistych powodów Małgorzata Kidawa-Błońska musi siedzieć w domu, jeśli nie może spotykać się z ludźmi na targowiskach, w salach i różnego rodzaju wydarzeniach promujących dany region, a internet nie jest jedynie uzupełnieniem tych aktywności, a stał się jedynym sposobem dotarcia do ludzi, nie można nawet mieć pewności, że do rozstrzygnięcia wyborów potrzebna będzie II tura głosowania.
A jednak kandydatka Platformy Obywatelskiej na najwyższy urząd w państwie nie płacze, nie prosi rządzących o przesunięcie terminu wyborów i nie opowiada bzdur, że Andrzej Duda przegra wybory, bo Polacy odrzucą jego niemoralną kampanię w czasie powszechnego zagrożenia zdrowia i życia. Czynią to kandydaci, którzy żadnych szans na wejście do II tury nie mieli i mieć nie będą, choćby głosowanie poprzedziła permanentna kampania wyborcza trwająca dwa lata i to od świtu do nocy codziennie.
Panowie Władysław Kosiniak-Kamysz, Szymon Hołownia, Robert Biedroń i Krzysztof Bosak w swoich wystąpieniach wychodzą dziś nie tylko na ludzi niedojrzałych, ale przede wszystkim na całkowitych politycznych nieudaczników. Pokazują całej opinii publicznej, że znaleźli się w tych czasach w tym miejscu przez zupełny przypadek. Jednocześnie kompletnie nie widzę ich aktywności w sieci – zupełnie jakby czas politycznego letargu w aktywności terenowej poświęcili na mycie okien w domach i przygotowywanie weków na zimę. Nie wygląda to dobrze, nie jest to poważne.
W wyborach prezydenckich ludzie głosują na tych, u których widzą pot na czole – determinację i chęć walki do ostatniej minuty, gdy wszystko jeszcze ma znaczenie i może się zdarzyć. Ci kandydaci, którzy dziś błagają Prawo i Sprawiedliwość o zmianę terminu prezydenckiej elekcji nie pokazali, że zależy im na wyniku wyborów wtedy, gdy zagrożenie koronawirusem było jeszcze teoretyczne i odległe. Jednocześnie sprawiają wrażenie całkowicie zaskoczonych i zszokowanych politycznym cynizmem i absolutnym wyrachowaniem oponentów sterujących Andrzejem Dudą.
Komentarze