Afera pedofilska w słupskim ośrodku kultury jest poważniejsza niż mogłoby się wydawać. Oprócz wykorzystywania seksualnego nieletnich dziewczynek przez instruktora tańca, mogło dojść również do próby zamiecenia sprawy pod dywan przez zastępczynię Roberta Biedronia - Krystynę Danilecką-Wojewódzką, która zignorowała anonim informujący o krzywdzie dzieci na kilka miesięcy przed wybuchem afery.
Renata Grochal w najnowszym wydaniu „Newsweeka” próbowała zadań zastępczyni prezydenta Słupska kilka trudnych pytań dotyczących afery pedofilskiej w mieście. W odpowiedzi ta zarzuciła jej homofobię, choć nikt nie łączy pedofila w ośrodku kultury z orientacją seksualną Biedronia. Pokazuje to desperację Danileckiej-Wojewódzkiej, która chyba zdaje sobie sprawę z dopuszczenia się haniebnych zaniedbać i wie, że pali jej się grunt pod nogami. Sam Biedroń odmówił odniesienia się do całej sprawy.
Biedroń ma pełne gacie w związku z tą aferą. Nie z powodu wyrzutów sumienia czy troski o dobro dzieci - z powodu utraty medialnego parasola ochronnego. Jest przerażony tym, że media przestają jeść mu z ręki. Jeszcze z tydzień i zostanie mu tylko Dominika Wielowieyska, która uznała, że "Biedronia trzeba popierać, bo jest popularny". Niech to powie dzieciakom, które wykorzystał pracownik słupskiego ośrodka kultury.
Biedroń to marketingowa wydmuszka. Ma jakąś grupę fanów, którzy zaczynają przypominać sektę, ale to w sumie nie ma większego znaczenia, bo tutaj kluczowa jest przychylność mediów. Jeśli ją straci – przestanie istnieć, ponieważ nie potrafi niczego zbudować i nie ma kompletnie nic do powiedzenia na żaden istotny temat.
Link do artykułu Renaty Grochal (dostęp jest płatny).
Robert Biedroń i Krystyna Danilecka-Wojewódzka / fot. autor nieznany |
Komentarze