Andrzej Morozowski z TVN24 w najnowszym „Newsweeku” twierdzi, że w obronie przed PiS telewizji, w której pracuje może wyjść na ulice milion ludzi. To kolejny przykład na oderwanie dziennikarzy nie lubiących PiS od rzeczywistości, które jest równie duże, co oderwanie od rzeczywistości funkcjonariuszy partii rządzącej zatrudnionych w Telewizji Polskiej.
Jako przeciwnik PiS, zwolennik PO, ale przede wszystkim jako ktoś, kto bardzo dobrze rozumie politykę, nie potrafiłbym bronić Morozowskiego przed PiS. Nie mógłbym tego zrobić, ponieważ dziennikarz ten w swoim programie robi ludziom wodę z mózgu za każdym razem, gdy zaprasza tam notorycznego kłamcę i oszczercę Michała Kamińskiego, choć nie ma ku temu żadnych podstaw, bo UED Kamińskiego Protasiewicza, Niesiołowskiego i Huskowskiego wyrzuconych z Platformy Obywatelskiej za szkodzenie partii nie ma społecznego poparcia, a mówiąc precyzyjnie ma poparcie ujemne. Morozowski zaprasza Kamińskiego chyba tylko ze względu na prywatną znajomość – napisali razem książkę.
W trwogę przed zawłaszczeniem mediów przez partię rządzącą uderza też Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej”. W tym przypadku również nie sposób stanąć w obronie, ponieważ „GW” chciałaby rządzić politykami. To nie jest dziennikarstwo. W ciągu ostatnich dwóch lat chyba nie było tygodnia bez szkalowania przewodniczącego Platformy Obywatelskiej na łamach „GW” i na portalu „Wyborcza.pl” przez Renatę Grochal, Grzegorza Sroczyńskiego i innych pracowników tych mediów. I żeby było jasne – problem nie w tym, że osoby te nie lubią Grzegorza Schetyny. Mam wrażenie, że ich sympatia mogłaby jemu samemu i Platformie Obywatelskiej zaszkodzić bardziej niż niechęć z ich strony. Problem w tym, że w swojej absurdalnej krucjacie przeciwko szefowi największej partii opozycyjnej posuwają się do kłamstwa, linczują za coś, za co należy go docenić i wygadują brednie mające go zdyskredytować. Czy „Gazeta Wyborcza” po przejęciu jej przez Prawo i Sprawiedliwość mogłaby być wobec PO jeszcze bardziej podła i niesprawiedliwa niż jest w tej chwili? Bardzo w to wątpię.
Czy jest sens bronić tygodnika „Newsweek” i portalu „Natemat.pl”, skoro pismo kierowane przez Tomasza Lisa oraz portal, którego Lis jest właścicielem są w stanie wypuścić każdą bzdurę byle tylko można tym było zaszkodzić Grzegorzowi Schetynie? Czym teksty Renaty Grochal albo Aleksandry Pawlickiej w „Newsweeku” będące po prostu wyrazem ich frustracji i próbą dokonania rozłamu w Platformie Obywatelskiej miałyby się różnić, gdyby kontrolę nad tygodnikiem przejęło PiS? Czy teksty na portalu „Natemat.pl” po przejęciu go przez Prawo i Sprawiedliwość byłby jeszcze bardziej podłe i nieprawdziwe wobec Grzegorza Schetyny i jego partii niż te z ostatnich dwóch lat? Jest to niezwykle mało prawdopodobne.
Czy jest sens bronić przed PiS dziennikarzy i publicystów, którzy od co najmniej dwóch lat wylewają kubły pomyj na Grzegorza Schetynę i robią wszystko, aby rozbić PO, która jest wobec PiS jedyną realną alternatywą? Nie, takiego sensu nie ma. Po przejęciu tych mediów przez PiS nie będzie gorzej, a bez niego i tak nie będzie lepiej. Nie będzie akceptacji dla normalności, w której decyzje personalne dotyczące partii podejmują członkowie tej partii. Nie będzie też pogodzenia się z tym, że skoro Grzegorz Schetyna jest przewodniczącym Platformy Obywatelskiej i bierze za nią odpowiedzialność, to tylko on, a nie ktoś z zewnątrz, z tylnego siedzenia podejmuje i będzie podejmował decyzje.
Śniącym o milionie osób na ulicach w obronie wymienionych wyżej mediów zalecam więcej pokory, zdrowego rozsądku oraz przyzwoitości.
Komentarze